Wydanie 2011r.
Oprawa broszurowa.
Strony 236.
Format 12,5x19,5cm.
Po pierwszej odsłonie konkwisty, zakończonej około roku 1539, z mocarstwa Inków pozostało okrojone państwo, powstałe po upadku Cuzco. Książka składa się z dwóch części. W pierwszej główną postacią jest Manco Inka - władca, który w stosunkach z najeźdźcami najpierw próbował uzyskać dla Inków możliwie jak najszerszy margines autonomii i dopiero gdy okazało się to niemożliwe, chwycił za broń, by w latach 1536 i 1538-39 zorganizować dwa zakończone klęską powstania. Druga część obejmuje okres po śmierci tego władcy, gdy na tronie Vilcabamby zasiadali synowie Manco Inki - kolejno: Sayri Tupac, Titu Cusi i Tupac Amaru. Każdy z nich był pełnoprawnym i koronowanym inką, w rzeczywistości jednak byli już tylko cieniami swego ojca i nie potrafi li wypracować skutecznej polityki, mogącej powstrzymać Hiszpanów przed ostatecznym zajęciem Vilcabamby.
Zmagania wokół Cuzco w latach 1536-1537 bez wątpienia były najważniejszą bitwą rozgrywającą się między Inkami i kastylijskimi konkwistadorami podbijającymi Peru. Była to batalia, która mogła odmienić los konkwisty - zatrzymać ją na długie lata, a w rezultacie zmodyfikować późniejsze dzieje południowoamerykańskiego kontynentu. Inkowie teoretycznie mieli wszystkie dane ku temu, by uwięzionych w Cuzco Hiszpanów wybić do nogi, a pozostałych ich kompanów w innych częściach kraju dosłownie zepchnąć do oceanu. Tak się jednak nie stało. Jakie więc były powody największej inkaskiej klęski w czasie podboju? - na to pytanie w przekonujący sposób odpowiada znawca Ameryki Łacińskiej Roman Warszewski.
Akcja książki toczy się wartko, jej bohaterowie są postaciami z krwi i kości. Autor, opierając się na dostępnych dokumentach, stara się odtworzyć sposób myślenia głównych bohaterów opisywanych zdarzeń. A na koniec docieka, co mogłoby się stać, gdyby pod Cuzco Inkowie jednak zwyciężyli.
Wydanie 2012r.
Oprawa broszurowa.
Strony 320.
Format 12,5x19,5cm.
Wokół Che stopniowo robiło się coraz puściej. Po pięciu kwadransach wymiany ognia zostało z nim tylko dwóch partyzantów - Willy i El Chino. W trójkę, kryjąc się za głazami i kępami suchych krzaków, zaczęli przemieszczać się w kierunku platformy skalnej, gdzie mieli nadzieję spotkać się z resztą oddziału. Było to o tyle utrudnione, że El Chino był ranny w obie nogi i niezdarnie kuśtykając, cały czas musiał podpierać się karabinem. Jakby tego było mało, w pewnej chwili potknął się i na ziemię spadły mu okulary. Kiedy Che się schylił, by mu je podać, w prawej łydce poczuł ostry, przeszywający ból, a na nogawce jego spodni pojawiła się czerwona plama. Został trafiony!