Opowieść o żywocie Izaaka Jakuba Blumenfelda, któy przeżył dwie wojny światowe,
trzy obozy koncentracyjne i był obywatelem pięciu ojczyzn.
Grüss Gott! Cześć, Panie i Panowie! Zdrawstwujtie towariszczi! Szalom Alejchem! Innymi słowy - pokój wam i waszym domom. Jeśli mnie pytasz, jak się czuję, odpowiem Ci szczerze: chwała Bogu, doskonale, gdyż mogłoby być jeszcze gorzej. Ale nawet gdybyś mnie nie pytał, też bym ci to powiedział - czyś widział Żyda, który przemilczałby to, co raz już zdecydował się powiedzieć? (...) Nie szukaj, proszę Cię, logiki w moim losie, ponieważ nie ja kierowałem wydarzeniami, ale one mną - ja nie byłem ani kamieniem młyńskim, ani wodą, która nim obraca, byłem jedynie zbożem do zmielenia i nieznane mi są zamiary Młynarza, niech się święci Jego imię na wiek wieków. Nie szukaj logiki także w wydarzeniach historycznych, które warunkowały mój los - one nie mają logiki, chociaż być może mają jakiś ukryty sens. Ale czy dane jest człowiekowi dowiedzieć się, jaki jest ukryty sens przypływów i odpływów, słonecznych protuberancji i wczesnego zakwitania przebiśniegów, miłości czy muczenia
krowy? (...)
Powiedz mi, bracie mój, czy jest logika w tym wszystkim? Albo w tym okropnym żarcie, że Grecja i Serbia wzięły się za ręce i skoczyły w krwawą otchłań po stronie ententy, Turcja zaś, ten odwieczny agent angielski, nie wiadomo dlaczego opowiedziała się przeciwko Wielkiej Brytanii, Bułgaria sprzymierzyła się ze swoimi tureckimi ciemiężycielami i rzuciła w wojnę przeciwko swojej oswobodzicielce Rosji, która ze swej strony... i tak dalej, i tym podobne.
Pierwsza wojna światowa jest jednym z owych dwu wielorybów, na których, jak wyrażali się starożytni, stanie moje opowiadanie. Drugim wielorybem jest, oczywiście, druga wojna światowa, i jeśli teraz stanąwszy drugą nogą na wielorybie, zacznę rozwodzić się nad sensem i bezsensem tej najstraszliwszej ze wszystkich wojen, to jak nic będzie po mnie już na samym początku, ponieważ wieloryby historyczne bardzo rzadko pływają równolegle.
Wydanie 2011r.
Oprawa broszurowa.
Strony 254.
Format 13,5x20,5cm.
Przebrzmiały tamte dni, lecz nie zanikło wspomnienie o legendarnej dzielnicy Orta Mezar, o czterech wiernych towarzyszach rakii i gry w belotkę, ale śmiertelnych rywalach w miłości - o dzielnicowym rabinie Menasze Lewim, prawosławnym popie Isaju, islamskim mulle Ibrahimie Hodży oraz moim dziadku Abrahamie El Borrachonie-Pijanicy. Ich świat także runął, i to jeszcze jak, lecz oni byli wspaniali, wszyscy czterej! (...) Teraz więc, po końcu tamtego świata, jaki jest sens przepowiadania cudzej przyszłości, skoro jeszcze w pełni nie uświadomiłem sobie mojej własnej. Tu można by zaoponować, że wścibianie swego nosa we wspomnienia przeszłości jest bezsensowną stratą czasu, dreptaniem w miejscu, co w żadnym wypadku nie przyspiesza ruchu życia ku przodowi. To dlatego zamierzam koniecznie opowiedzieć przy odpowiedniej okazji o potomkach andaluzyjskiego osła, o którym wspomniałem na początku. Ponieważ mój dziadek Abraham El Borrachon, właśnie poprzez los jucznego osła na basztanie, pomógł mi zawrzeć pokój z samym sobą i z życiem. Żebym wreszcie uświadomił sobie, że wszystko jest marnością nad marnościami, jak to uważa nie tylko Eklezjasta, ale też i wspomniany już osioł. Tak, wszystko jest marnością i gonitwą za wiatrem. Jeśli istniał sens, dla którego warto było pięćset lat temu moim przodkom przewędrować długą i męczącą drogę z Toledo do Płowdiwu, to była nim miłość do pewnej dziewczyny - Araksi Wartanian. Jedynie miłość i nic więcej!
Wydalony z Bułgarii w czasach komunizmu Berto Cohen powraca na krótko do swego rodzinnego miasta jako profesor z okazji międzynarodowego sympozjum bizantynologów. Angel Wagenstein ożywia w ten sposób mikroklimat swego dzieciństwa, spędzonego w Płowdiwie, który uchodził za najpiękniejsze i najbardziej kosmopolityczne miasto na Bałkanach. Chłopięce lata Berto upływały w środowisku sefardyjskich Żydów, wypędzonych z Hiszpanii w końcówce XV wieku. Sefardyjczycy posługiwali się językiem nazywanym \"ladino\", będącym specyficzną odmianą hiszpańskiego, i zajmowali w Płowdiwie całą dzielnicę, podobnie jak inne mniejszości etniczne - Cyganie, Ormianie i Turcy. Subtelna nić zdarzeń wije się między teraźniejszością i przeszłością - rozdzierająca nostalgia miesza się z aferą spekulantów nieruchomości, dawna dziecięca miłość z jej dojrzałą już postacią, a poszukiwanie utraconej przeszłości z bezkompromisowym wizerunkiem współczesnej Bułgarii. Jednakże powieść jest zdominowana przez postać tytułowego bohatera - Abrahama El Borrachon Pijanicy, blacharskiego mistrza i genialnego konfabulatora, a zarazem uprzywilejowanego świadka schyłku epoki. To właśnie dziadek Abraham i jego żona byli wychowawcami małego Berto, którego rodzice wcześnie osierocili, ginąc w bombowym zamachu. Więc siłą rzeczy nie kto inny, lecz dziadek Abraham ujawnia młodemu wnukowi sens ludzkiej egzystencji, a czyni to przy znacznym współudziale krążącego w kołowrocie osła...
Powieść Daleko od Toledo dotychczas ukazała się w Niemczech, Francji, Rosji, Hiszpanii (pięć wydań), Włoszech, Macedonii, Czechach. Książka otrzymała wiele nagród, m.in. Związku Literatów Bułgarskich za najlepszą powieść roku, paryskiej Sorbony w kategorii literatura sefardyjska oraz Związku Księgarzy Francuskich za najlepszą powieść zagraniczną roku. W 1998 na podstawie książki nakręcono film Po końcu świata.
Wydanie 2011r.
Oprawa broszurowa.
Strony 330.
Format 13,5x20,5cm.
\"Pożegnanie z Szanghajem\" to ostatnia część trylogii Angela Wagensteina, poświęconej losom Żydów na przestrzeni kilku dziesięcioleci ubiegłego stulecia. Tym razem autor przenosi nas na Daleki Wschód. Powieść przypomina mało znane tragiczne wydarzenia, związane z tzw. szanghajskim gettem.
Tuż przed drugą wojną światową około dwadzieścia tysięcy austriackich i niemieckich Żydów w obliczu śmiertelnego zagrożenia poszukało ratunku w ostatnim na świecie mieście otwartym - Szanghaju. Miasto to było wówczas pod okupacją japońską i stanowiło ośrodek różnych legalnych i nielegalnych nurtów politycznych, siedlisko wielkiego biznesu i drobnych interesów, niewyobrażalnego luksusu i najstraszliwszej nędzy. Żydowscy uchodźcy - w dużej części intelektualiści, artyści, uczeni - osadzeni w przeludnionych, najbiedniejszych dzielnicach, z trudem zdobywali kawałek chleba i choćby iluzoryczny dach nad głową. Doznawali wielu upokorzeń, z trudem walczyli o zachowanie godności, o obronę ducha solidarności i wzajemnego wsparcia, o garść pożywienia dla najsłabszych i najbardziej bezbronnych, walczyli o przeżycie.
Nie wszystkim dane było wrócić po wojnie do Europy. Szczątki wielu spośród nich na zawsze pozostały w Szanghaju - mieście, które było dla nich jednocześnie i przekleństwem, i wybawieniem.